Wciąż słyszymy od producentów samochodów, że prąd to najlepsza alternatywa do paliw pochodzenia ropy naftowej źródło energii. Jasne, pod warunkiem, że ktoś poda fakty i zalety, wspomni o wadach. Tymczasem sytuacja wygląda tak, że w Polsce nie ma alternatywy dla węgla, więc w jaki sposób przekonać konsumentów do zakupu drogiego i elektrycznego następcy "ropniaka"?
Kiedy obejrzymy wybór marek i rozwiązań dostępnych na polskim rynku może obiektywnie spojrzymy na problem. Od lat 70-tych produkowane w Mielcu meleksy mają się całkiem dobrze, ale życie, a nie fantazja zmuszą nas do pokonywania znacznie większych ilości kilometrów niż 30. Wśród prawdziwych elektrycznych nowinek sprzed 6 lat w kraju można było podziwiać wyczyny Mitsubishi (i-MiVE), Citroena (C-Zero) i Peugeota (i-On) , które przy cenie ponad 170 tys. zł nie były w stanie zadomowić się nawet na krótko. W 2013 r. te auta kosztowały odpowiednio 112 tys. zł, 45 tys. zł i 121 tys. zł, przy zasięgu 120 km, średnim komforcie jazdy, dzięki twardemu zawieszeniu, z małymi bagażnikami i marnej jakości plastikowym wykończeniom auta nie zachwycają. Tradycyjny samochód to szybkie tankowanie i nieograniczone przestrzenie do pokonania, w przypadku aut elektrycznych "tankować" trzeba nawet co kilka godzin aby pokonać 120 km. Czy trafia do nas argument, że średnio każdy kierowca w Europie pokonuje dziennie 50 km? Nie bardzo, bo przecież chodzi o to, co mogę, ale o to co mógłbym chcieć.. Rozsądek nie zawsze zabiera głos. Nawet zwiększenie zasięgu do 160 km przez pełnowymiarowego Peugeota Fluence Z.E. o długości 4,7 m, o prędkości maksymalnej 135 km/h nie przysporzyło mu klientów. Być może czynnikiem zdecydowanie odstraszającym jest czas ładowania: 6- 9 godzin w stacji szybkiego ładowania, a 10-12 godzin z domowego gniazdka. Do tej pory najpopularniejszym autem elektrycznym w Europie jest Nissan Leaf o zasięgu 200 km, przy cenie 126 tys. zł, ale w Polsce tego egzemplarza ze świecą szukać. Niebawem na europejskich salonach ma się pojawić Ford Focus w wersji elektrycznej., o zasięgu 132 km, prędkości maksymalne 150km/h, baterie ładują się w 3-4 godziny z gniazdka 230 V, jedyna różnica między wersją spalinową, a elektryczną to fakt, że tej drugiej niemal nie ma bagażnika. Jest także taki cudo jak Renault Twizy - mariaż samochodu z motocyklem, posiadający kosmiczny design i 4 koła, mimo, że ma tylko 2 miejsca ustawione jedno za drugim. Po tych wszystkich próbach zelektryfikowania świata samochodów trudni nie być sceptycznym wobec przyszłości takich rozwiązań. Ale może ulgi podatkowe, zachęty, różnego rodzaju korzyści w postaci np. darmowego parkowania czy prawa wjazdu do ścisłych centrów wielkich miast poszerzą rynek aut elektrycznych a tym samym zachęcę producentów do prac nad ich wydajnością, wielkością i tymi atrybutami, do których przyzwyczaiły nas auta tradycyjne.